Wróciliśmy z Prokocimia.
Po całym roku nieobecnści na oddziale wchodzimy w paszczę lwa. Kto zna to uczucie? Ja na razie tylko na kontrolę. Ale dla mnie to i tak ogromny stres. Z zewnątrz zawsze uśmiechnięta i rozgadana (taka natura - nie panuję nad tym), a w środku rozdygotana do granic możliwości. W nocy nie spałam.
Uśmiech pielęgniarek i życzliwych lekarzy choć na chwilę koi strach . To było bardzo miłe. Wszyscy byli zadziwieni, w jakiej Jagódka jest kondycji!
Nie wyobrażam sobie co można czuć, gdy po raz kolejny słyszy się: "Bardzo mi przykro, tam jest guz". Każdy z nas na oddziale już raz to przerabiał. Kilka tygodni w amoku, nim człowiek przyzwyczai się do życia na oddziale. Kilka tygodni nim przyzwyczai się do śmierdzącego kibla, ciasnoty, permanentnego zmęczenia i niebieskiego fotela. Niestety spotykam kilka znajomych twarzy, które po raz kolejny usłyszały podobne słowa.
A niebieski fotel? Kiedyś o nim wspominałam. Na niebieskim fotelu się siedzi, je, ogląda telewizję, czyta, rozmawia przez telefon, surfuje po internecie, robi inne dziwne rzeczy i śpi. Przynajmniej teoretycznie. Niektórzy potrafią. Krzesełko pod nóżki i smacznego. Ja nie daję rady. Ci bardziej zaradni przemycają materace, karimaty i inne maty. Byleby choć na chwilę po całym dniu "nierobienia nic" przyjąć pozycję horyzontalną. Taka nasza natura. Nielegalne to zjawisko - chyba nie muszę dodawać? Władze szpitala (decydenci? łotewer...) chyba z innego gatunku są, albo co? Może ich ewolucja ominęła... nie wiem.
Generalnie konkluzja jest taka: mam nadzieję że nie zamieszkam znowu na 0.5m2 niebieskiego fotela. W piątek mam zadzwonić po wynik. I chciałabym bezgranicznie wierzyć i śpiewać:
"....Pan jest moim pasterzem,
nie brak mi niczego.
Pozwala
mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie
mogę odpocząć:
orzeźwia
moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd
na swoje imię.
Chociażbym
chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze
mną..."
Psalm 23
... śpiewam, ale tak strasznie się boję.