sobota, 7 grudnia 2013

Mikołajów sześć

Jagoda ciągle w szpitalu. Ciężki czas. Wtorek, środa przepłakana. Już sama nie wiem co jest. Raz słyszę, że wodogłowie, że może zastawka konieczna, potem że odczyn po radioterapii. W międzyczasie odetchnęłam z ulgą bo opuchlizna zeszła i opis tomografii wskazywał, że tych płynów tak dużo nie ma. Miałam nadzieję, że to może zatoki. Ale dziś w nocy znowu wymiotowała. Jagoda jest w trakcie konsultacji z neurochirurgiem w Warszawie co do ewentualnego wycięcia guza. Zlecił rezonans, więc może to nam wyjaśni przyczynę obecnego stanu.

Mimo że to ciężki czas, to nie chcę pisać tylko o rzeczach smutnych.
Kto z Was spędził kiedyś z dzieckiem 6 grudnia na oddziale onkologicznym ???? Chciałoby się rzec: "warto tego doświadczyć"! Koło południa zaczęła boleć mnie głowa, a łóżko Jagody, mój fotel (nowy, niebieski - ale to temat na oddzielnego posta!) i dostępny dla nas 1 metr kwadratowy podłogi, był zawalony paczkami. Mikołajów było chyba pięciu. Mijali się w drzwiach, gonili między pokojami. Był moment, że jeden był w sali 36 a drugi 40. Oczywiście każdy ze swoimi pomocnikami i każdy prawdziwy, choć różnej maści i gabarytów. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia choćby telefonem, ale na fejsbukowej stronie "Drużyny szpiku" znalazłam to:

Z Magdą Steczkowską na krakowskiej onkologii

Pani Magda Steczkowska zaśpiewała kolędy, więc zrobiło się miło i już świątecznie. Jagoda goniła ją po korytarzu, bo rozdawała cukierki z koszyczka (zresztą widać na grupowym zdjęciu czym jest żywo zainteresowana) .
W między czasie udzieliłam  "wywiadu" do Radia Kraków: ..że tak, że miło i coś tam jeszcze. 
Ostatni Mikołaj walnął dwie gafy, więc zrobiło się już całkiem wesoło: "gratuluję Wam, że tu przybyliście" i coś w stylu " spotkajmy się tu za rok!" ;)

Jagoda dostała kuchnię, kucyki, lalkę barbi, kopę cuksów (i jak tu utrzymać rygor bezcukrowy???) ,puzzle, pluszaki...A Mikołaja prosiła tylko o dinozaura! W domu czekają jeszcze inne prezenty. Totalne szaleństwo, nie ogarniam.
Był też całkiem tajemniczy i anonimowy Mikołaj. Dziewczynki dostały dwie, cudne szkatułki ręcznie robione z listami od elfów: Patryka i Jasia. To chyba całkiem prawdziwy Mikołaj, bo nawet ja nie wiem kto go przysłał (znalezione pod drzwiami przez moją mamę :)
I taki to był wariacki dzień, a wiem że jakieś sanie jeszcze do nas jadą...
Dziś natomiast chwila mikołajkowa z Helenką (Jagódka z babcią w szpitalu). Byliśmy u cioci Kasi, bo tam też się jeden taki zapowiedział. Wołają na niego Amigo ( kto zna, ten wie :) Szkoda tylko, że Jagódki nie było z nami...



ps. będą jeszcze zdjęcia